sobota, 1 marca 2014

~2~

Nie chciałam pokazywać tego imienia. 
Ono było dla mnie, chciałam szukać tej osoby i powoli się w niej zakochiwać, jak niektóre szczęściary na filmach.
Chciałam uniknąć swatania z każdym możliwym imiennikiem. 
Przecież mam czas, jestem nieśmiertelna
Zastanawiałam się jak zakryć dłoń, miałam na sobie bluzkę na ramiączkach, więc naciągnięcie rękawu nie wchodziło w grę. Opatrzenie bandażem też nie, bo matka, bojąca się zarazków i bakterii pedantka, zaraz chciałaby "ranę" porządnie zdezynfekować. 
W przebłysku chwilowego geniuszu złapałam starą puderniczkę, która leżała pod stołem. Przetarłam wieczko i na podłogę opadły malutkie drobinki kurzu. Otworzyła się w moich dłoniach z cichym kliknięciem. Choć pudru w niej było niewiele, starczyło na zakrycie imienia. 
Szczęśliwsza raz jeszcze usiadłam na taborecie i chciałam zacząć grać, ale moje ręce leżały na klawiaturze odmawiając mi posłuszeństwa. 
Byłam zmęczona, długo nie spałam, a niedawno wróciłam do zdrowia po ciężkiej i długiej chorobie, od tej pory potrzebowałam więcej snu. Zazwyczaj kładłam się na godzinę w południe, w czasie największego upału, by jeszcze chwilę odpocząć.Nienawidziłam się za tę słabość. 
No i tego dnia jeszcze nic nie jadłam, a była już prawie trzecia. 
Zatrzasnęłam z hukiem pianino i zrezygnowana powłócząc nogami podeszłam do szafki. Z tyłu znalazłam paczkę karmelków,których wepchnęłam sobie do buzi naraz całą garść, resztę wrzuciłam z powrotem i z policzkami jak chomik ułożyłam się na stosie poduszek. 
Próbowałam zasnąć, lecz sen nie przychodził. 
Spod zamkniętych powiek wychodziły obrazy, o których myślałam, że już dawno zamknęłam je gdzieś w głębi umysłu, skąd miało nie być powrotu. 
Zakopałam się głębiej, by zagłuszyć wszelkie odgłosy z zewnątrz, śpiewające ptaki, wiatr, przejeżdżające samochody. 
Zanim ogarnęła mnie fala senności ustawiłam budzik tak, by móc chociaż godzinę przespać i zamknęłam oczy. Dopadł mnie sen, głęboki i straszny, taki, z którego człowiek nie jest w stanie się wybudzić tylko musi czekać. Czekać, aż on sam zdecyduje, że starczy. 
Dziesiątki, setki, miliony twarzy powtarzających ciągle moje imię, z niewidzącym wzrokiem, poruszające ustami jak w transie. 
Zlaną potem obudził mnie alarm pagera. Znudzona wygrzebałam go i mrużąc oczy spojrzałam na ekran.